O Ximen wspominałam już nieraz w swoich notkach, dawałam
nawet jakieś zdjęcia, jednak jest to miejsce na tyle charakterystyczne i nigdy
się nienudzące, że postanowiłam poświęcić mu osobny post, gdyż stanowczo na to
zasługuje.
Zacznijmy od stacji metra wychodzącej bezpośrednio na słynną
ulicę.
Jak widać, nie trudno o zmiażdżenie przez tłum Azjatów. Oraz
łajgłożenów, których więcej tutaj niż w jakimkolwiek innym miejscu w Tajpej. Punkt
ten wygląda tak zawsze niezależnie od pory dnia, ale czemuż się dziwić, Ximen
jest popularne, a większość ludzi, jeśli nie skuterem, to dojeżdża wszędzie właśnie
metrem. Czasem zdarzy się, że przyjdą tu jakieś grupy protestujące bądź
religijne i stoją tak przez cały dzień, próbując przeciągnąć przypadkowych
przechodniów na jedyną słuszną stronę mocy. Kiedyś widziałam zbiorowisko
młodych Chrześcijan ze słynnymi tabliczkami „Jezus Cię kocha”. Oczywiście po
chińsku. Innym razem dostrzegłam nastolatków cosplay'ujących postacie z anime
„Adventure Time” a.k.a. „Czas na Przygodę”. Ostatnio jakaś grupa ludzi wymachiwała
na wszystkie strony rękami i nogami, drząc mordy, że na wsiach psy są trzymane
w budach i uwiązywane i jakie to jest straszne (przepraszam za ironiczny
wydźwięk mojej wypowiedzi, te protesty robią się już po prostu męczące).
BTW po Ximen możesz sobie chodzić w czym tylko zechcesz, a i
tak nikt na Ciebie krzywo nie spojrzy, bo dzielnica ta, tak samo jak słynne
Harajuku w Tokio, służy właśnie do popisywania się i ogólnie pojętej zabawy.
Szkoda, że nie ma czegoś takiego u nas w Lublinie *smuteczek*.
Tutaj jest na przykład Pan Sprzedawca z fioletowymi włoskami:
A tutaj sympatyczna Bezimienna Pani rozdająca ulotki w stroju anioła:
Można by rzec, że to kwintesencja azjatyckości. Widzicie te pionowe
napisy? Całe życie sądziłam, że to tak specjalnie, bo w końcu „w chińskim pisze
się od góry do dołu”, a tu się okazuje, że nie ma innego wyjścia, bo zwyczajnie
brakłoby miejsca na reklamy w poziomie.
Każdy sklep prześciguje konkurencję w szerokości asortymentu
oraz ilości towarów. Grunt to sprzedać jak najwięcej. Dlatego też można
zauważyć bardzo ciekawą rzecz – niemal każdy sklep wygląda tak samo. Dokładnie
takie same buty ze sklepiku obuwniczego X można znaleźć w sklepiku Y. Co
decyduje o tym, gdzie klient kupi nową parę kaloszy? Cena, moi drodzy, cena.
Dlatego też uwielbiam łazić po Ximen; zawsze można wynegocjować niższą kwotę,
używając argumentu „dziesięć metrów dalej mają taniej”. Znaczy się nie jestem
pewna, czy to przejdzie, jeśli wyglądasz azjatycko, ale z własnego
doświadczenia wiem, że jeśli typowy łajgłożen (kręcone blond włosy, niebieskie
oczy, „zachodni” sposób bycia) użyje kultowego już chyba zdania „Keyi pianyi
yidian ma?” („Nie dałoby rady trochę taniej?"), to na pewno otrzyma zniżkę, bo w
końcu ŁAŁ, JAKIŚ PRZYBYSZ Z INNEJ PLANETY ZNA JĘZYK PAŃSTWA ŚRODKA, TOŻ TO
NIESŁYCHANE, JUŻ DAWAĆ MU TEN UPUST.
Randomowe sklepy:
Luffy, to twoje?
A tu jakieś sklepy z pierdółkami. Wbrew pozorom to właśnie w
tego typu shopach wydaje się najwięcej kasy (mój portfel coś o tym wie):
O, a to na pewno przykuje dużo uwagi: sklep k-popowy (+ stojak na parasole przy wejściu).
Poduszki, kubki, breloczki, naklejki. Big Bang, U-Kiss i
inne. Raj, jeśli jesteś fanem (fanką) koreańskich muzyków. Ja na szczęście nie
jestem. Na szczęście, bo inaczej poszłabym z torbami.
Gustuję za to w klimatach okołojapońskich – a konkretnie w
mangach. W Ximen każdy mangowiec musi obowiązkowo odwiedzić odpowiedni sklepik
tematyczny. W wyprawie towarzyszy mi tego dnia Emma, koleżanka z Australii. Gdy
przekraczamy próg, oczy nasze nie posiadają się z radości, a bicie serca
ulega gwałtownej akseleracji, albowiem oto właśnie w powieszonym na jednej ze
ścian telewizorze leci odcinek „Free!!”, anime, które to opowiada o losach
młodych, pięknych, uzdolnionych pływaków, czyli nic tylko się zachwycać.
W sklepiku nie brakuje miejsca również i na działy nieco
bardziej pikantne. Na zdjęciu poniżej – regalik z yaoi.
Calusieńkie trzy pięterka mang, gazet, gadżetów i DVD z
anime. Miejsce opuszczam, zakupiwszy dwadzieścia plakatów za śmieszną cenę, dwa
breloczki z „Vampire Knight” i poduszkę z „Free!!” (tutaj ceny już trochę
bardziej wygórowane). Czuję się w stu procentach spełniona i nawet nie
denerwują mnie zbytnio pytania podekscytowanych tajwańskich mangowców, czy przypadkiem
nie mam na sobie jakiegoś cosplay’u.
Jako że całego Ximen oblecieć się w jeden
dzień nie da, na dalszą wyprawę turystyczno-zdjęciową wybieram się następnego
popołudnia. Kierujemy się od razu do U2, czyli miejsca z automatami, matami do
tańczenia, symulatorami różnych instrumentów i tego typu innymi umilaczami
czasu made in Japan. Na zdjęciach widzicie Jacoba, mojego kolegę z Anglii.
Większość maszyn oferuje jedynie japońską wersję językową,
ale jeśli jest się w miarę inteligentnym i nie popada zbyt łatwo w panikę, to
spokojnie idzie wszystko ogarnąć.
W Ximen znajduje się też popularna wśród obcokrajowców
knajpka Modern Toilet – restauracja o tematyce łazienki. W Tajpej są dokładnie
dwie, druga zlokalizowana jest w Shilin. Przy odwiedzaniu którejkolwiek z nich,
Aleksandra poleca wziąć lody czekoladowe w kształcie kupki.
Więcej zdjęć z ulicy:
W Ximen znajduje się również DAISO Japan; na temat tego sklepiku napisałam osobną notkę, do przeczytania której zapraszam tutaj.
To wszystko na dzisiaj. Dziękuję za czytanie i jak zwykle zapraszam do śledzenia nowych postów.
Pozdrawiam,
Xin-Yan He